Panuje takie przekonanie, że niektóre ryby, gdyby je włożyć pod lampę UV, zaświecą się jak nowojorski neon, a swoim składem chemicznym przypominają fabrykę nawozów sztucznych.
Czy tak jest naprawdę?
Skoro jest ryzyko, to po co w ogóle je jeść? Nie wystarczy łyknąć tranu? Choćby dlatego, że ich białko o dobrym składzie aminokwasowym, jest łatwo przyswajalne oraz ma strawność przewyższającą 90%, bliską idealnej strawności białka jaja kurzego.
Ryby, szczególnie te tłuste, bogate są w witaminy rozpuszczalne w tłuszczach, w tym witaminę D3, która jak wiemy nie jest istota jedynie pod kątem gospodarki wapniowo-fosforanowej, ale spełnia też wiele innych funkcji. (klik)
Możemy w nich znaleźć także szereg mikro i makro elementów, w tym wapnia, fosforu, fluoru, również cieszące się tak dużym zainteresowaniem jod i selen. No i co chyba najważniejsze, i stąd to wspomnienie o tranie – kwasy tłuszczowe omega 3 – EPA i DHA, którego są jedynym źródłem w pokarmie.
Wszystko pięknie, tylko ta rtęć.
Przyjrzyjmy się temu bliżej. Czy tak łatwo paść trupem po jednej sardynce? Z pomocą przychodzi strona Morskiego Instytutu Rybackiego w Gdyni. Można tam znaleźć informacje dotyczące kilku najpopularniejszych gatunków ryb.
Istnieje coś takiego jak PTWI – tymczasowa tolerowana dawka tygodniowego pobrania danej substancji lub pierwiastka. Może pochodzić ona z różnych pokarmów, liczy się całkowite spożycie w tym czasie. Przykładowo, dla osoby ważącej 70 kg, będzie 1,75 mg ołowiu na tydzień, 0,49 mg oraz 0,12 mg rtęci.
Czy 0,12mg rtęci to dużo?
Patrząc na to, że aby osiągnąć ten poziom, musielibyśmy zjeść w ciągu tygodnia 2,37 kg dorsza bałtyckiego, 1,7 kg śledzia, 2,12 kg łososia bałtyckiego, 11,7 kg mintaja, 2,04 kg pstrąga lub prawie 30 kg pangi (ani to wartościowe, ani nie zawiera kw. Omega-3) – 0,12mg rtęci to naprawdę bardzo mało.
Czy takie spożycie jest jednak możliwe dla prawdziwych twardzieli?
Oczywiście, że tak – zawsze znajdzie się ktoś, kto ryby albo bardzo lubi, albo wymusiła to na nim wariacja dietetyczna. Zwłaszcza wśród osób, które mocno wzięły sobie do serca redukowanie czerwonego mięsa słabej jakości na diecie paleo.
Tak, czy inaczej – zazwyczaj, w ciągu tygodnia, zjadamy różne ryby, a nie tylko te wskazane na liście. Przy czym jedna porcja to ok. 200 g ryby.
Z wyliczeń wynika, że trzeba by, w najgorszym wypadku, zjeść 8,5 porcji śledzia bałtyckiego (nie w formie konserwy). To zła wiadomość dla osób, które faktycznie jedzą go więcej niż dwa razy dziennie.
Dodatkowo pamiętajcie proszę, że jeśli dbacie o urozmaiconą niskoprzetworzoną dietę, która zawiera mnóstwo składników antyoksydacyjnych – wydalanie metali ciężkich działa bardzo sprawnie. Tylko trzeba o to właściwie dbać.
A co z konserwami?
Pod lupę możemy wziąć: tuńczyka w oleju, makrelę wędzoną, szprota wędzonego oraz makrelę w oleju. W nich zawartość rtęci jest nieco wyższa. Nadal jednak 1,67 kg tuńczyka w oleju brzmi jak wyzwanie, a dopiero wtedy możemy spodziewać się efektu przedawkowania. 1,67 kg tuny z puchy to jakieś 14 puszek tuńczyka w wodzie/oleju tygodniowo. Przy takiej ilości 1-2 porcje w tygodniu nie robią żadnego wrażenia, a tym bardziej nie powinny budzić kontrowersji.
Należy też pamiętać, że rtęć znajdziemy nie tylko w pływających stworach. Źródłem tego pierwiastka są także mięso, z którego Polacy czerpią go najwięcej. Wobec tego kontrowersje dookoła ryb tymbardziej wydają się być bezzasadne. Dodatkowo, metale ciężkie pojawiają się też w niepozornych jajach, nabiale i innych produktach, a nikt tematu nie porusza. Są, bo są, ale pamiętać musimy o tym, że nasz organizm po spokojnie znosi część tych zanieczyszczeń.
Upraszczając – większość z nas je ryby średnio 1 razu w tygodniu w ilości 112 g – pokrywamy w ten sposób około 3,54% PTWI na rtęć.
Podsumowując – w Polsce nie ma czego się bać – świecić od rtęci nie będziesz, chyba że bardzo się postarasz. Gorzej, jeśli preferujesz dietę wysokobiałkową, a za główne źródło białka uznajesz ryby (znasz taką osobę?).
To, do czego warto nawiązać w kontekście ryb to dioksyny. W tym kontekście najgorzej wypada łosoś bałtycki i szprot, szczególnie te wędzone i wartości te są znacznie bardziej przyziemne, ale o tym – w innym artykule.
Warto wpaść tutaj: http://mir.gdynia.pl/ocena-narazenia-konsumentow-ryb-na-szkodliwe-dzialanie-zanieczyszczen/
ps.: W artykule pomijamy aspekt wpływu masowych połowów ryb na dno mórz i oceanów, a tym samym ekologię. Odnosimy się do faktów i niejasności na temat zawartości metali ciężkich w rybach.
1 Comment