Nie.
Jest parę aspektów, na które należy zwrócić uwagę zanim rozpocznie się codzienne rytuały picia 10 różnych proszków rozmieszanych w szklance wody. Spirulinę i chlorellę warto, ale bez szaleństw. Korzenie maca, trawy pszeniczne, dziewicze jęczmienie – nie wydaje mi się, żebyśmy jako ludzie paleolitu spojrzeli na to i stwierdzili: “O bosze, jaka piękna i soczysta trawa – muszę ją zjeść!” – a proszę zauważyć, że większość naturalnego pożywienia kusi nas swoim wyglądem, smakiem i soczystością. Mam na myśli przede wszystkim owoce, jako najbardziej pierwotny pokarm. 😉
Dobra, ale wracając do traw.
Czy faktycznie mają cudowne działanie, które wyleczy Cię ze wszystkiego i odchudzi o parę kilo?
Początkowo jak spojrzałam na sproszkowaną trawę pszenicą na mojej ulubionej stronce nutritionfacts (tutaj można obalić na wejściu mnóstwo mitów żywieniowych – jedynie studiując zawartość poszczególnych elementów w produktach) – doznałam szoku.
1270% zapotrzebowania na żelazo w 100g? 200000% zapotrzebowania na mangan?
JAK-TO-MOŻLIWE?
Trawa pszeniczna zrobiła na mnie takie wrażenie, że nawet przez chwile pomyślałam, że ją zacznę stosować…ale postanowiłam sięgnąć do nauki.
Moje przemyślenia skończyły się na paru wnioskach:
1. Nie wiemy skąd pochodzi sproszkowana trawa, którą kupiliśmy.
Jeśli jest tania – na bank to nie są młode trawki, które należy zerwać (i przerobić w tym przypadku) przez około 10 pierwszych dni od momentu zasiania. Jak się zestarzeje, to klops, bo składniki mineralne, które zawiera stają się mało dostępne. Poza tym często oszczędni producenci zrywają pierwszą <najlepszą> trawę i pozwalają jej rosnąć dalej. Później znowu ją zrywają. Czyli znowu lipa.
Młoda trawa zawiera węglowodany proste i łatwe do przyswojenia razem z tym, co w sobie zawiera (składniki mineralne, witaminy). W momencie wzrostu – węglowodany tworzą większe kompleksy <węglowodany złożone>, które ograniczają w tym przypadku przyswajalność przez wytworzenie celulozy. Co prawda to nie jest jak normalna trawa (której nie jesteśmy w stanie trawić), ale i tak, i tak nie jest to jakiś cud natury, który moim zdaniem warto włączać do menu.
Zwykle tworzy się z niej soki i uznaje się, że są najbardziej pożądane, bo łatwo dostępne staje się to, co zawierają – ale czy Ty sam robisz ten sok? Przecież wszyscy wiedzą, że soki najlepsze są zaraz po przygotowaniu. Nawet cytryna po przekrojeniu ma mniej dobra niż jeszcze cała. Jeśli chcesz korzystać z zalet traw – najlepiej wyhoduj ją sam i wyciśnij sok sam (i spróbuj to jakoś połknąć 🙂 ).
2. Nie ma wystarczających dowodów na to, że te trawy, które kupujemy w proszku są faktycznie jakkolwiek lepsze niż zielonolistne warzywa.
Badania też nie potwierdzają, żeby to był cud natury. Jest parę małych badań (na małej grupie osób), które sugerują działanie przeciwnowotworowe i jako pomoc we wrzodziejącym zapaleniu jelita grubego. Niemniej raz, że nie są to duże badania, dwa – produkty, które mamy pod nosem mają takie same, a i nawet lepsze / bardziej potwierdzone właściwości. Mowa o brokułach, szpinaku, jarmużu (akurat we wspomnianej chorobie szpinak i jarmuż się wyklucza ze wzglęgu na szczawiany), selerze naciowym itd.. Chlorofil znajdziemy we wszystkich warzywach zielonolistnych i w glonach.
A wiecie, że bez tego wszystkie cudowne zdolności, które się im przypisuje są mało wiarygodne? Tutaj nawiązuję też do pierwszego punktu. You never know – skąd, jak i gdzie. Albo to sprawdź, albo nie zawracaj sobie głowy i zamiast tego zjedz coś świeżego. 🙂 Pierwsza młoda trawa ma podobne wartości do warzyw zielonolistnych.
Nie pomoże nam też stać się super sportowcem.
3. Lepiej wyhodować sobie kiełki lub zrobić smoothie z jarmużem.
Jest takie coś jak kiełkownik (tanie, niewielkie, proste). Kupujemy kiełki, podlewamy je zgodnie z instrukcją kiełków i cieszymy się jak rosną. Pamiętacie z dzieciństwa takie roślino-głowy, które podlewało się i rosły im włosy, które były w rzeczywistości trawą? Tutaj jest fajniej, bo wykiełkowane nasionka możemy jeść. Są smaczne i dostarczać multum składników mineralnych do naszych organizmów, w tym żelaza (tutaj super merytoryczny post w temacie). W przypadku trawy pszenicznej i młodego jęczmienia – otwieramy paczkę, zatykamy nos i mieszamy to z wodą, żeby zaraz znowu zatknąć nos i zmusić się do wypicia.
Na koniec mini przepis na totalnie odlotowy smoothie z jarmużem i spiruliną, który da Ci więcej niż proch z trawy pszenicznej. 🙂
Receptura na Smoothie:
- 2 duże liście jarmużu
- jabłko
- banan lub dwa
- łyżeczka spiruliny
Sposób przygotowania:
- Zblendować ♥
6 Comments